Budowany przez PPR system totalitarny obejmował coraz to nowe obszary życia społecznego. W 1949 r. krakowski UB, rozpracowując wicekonsula francuskiego Aymar de Mere, którego podejrzewał o kierowanie siatką szpiegów w południowej Polsce, zainteresował się osobami utrzymującymi kontakty z dyplomatą. Inwigilacja dowiodła, że dość często spotykał się z urodzonym w Paryżu studentem medycyny Władysławem Sochą, którego matka pracowała w Instytucie Francuskim. Ubecy potrzebowali jednak dalszych informacji, w oparciu o które można byłoby postawić mu zarzut szpiegostwa. Ponieważ inwigilujący Sochę informator wyjechał z Krakowa, UB zmuszony był pilnie zwerbować nowego konfidenta.
W sidłach UB
1 II 1949 r. Marek Sych, student IV roku medycyny UJ został zatrzymany przed swoim domem przez dwóch tajniaków, z których jeden przyłożył mu broń pod żebra. Tramwajem przewieźli go do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa na Pl. Inwalidów. Wybór padł na niego, bowiem był zaangażowany w działalność wywiadowczą w Armii Krajowej, z której się nie ujawnił po wojnie. UB postanowił to wykorzystać, by go zastraszyć, a w perspektywie zwerbować. Po groźbach i torturach fizycznych Sych uległ.
„Wykorzystując zdenerwowanie kandydata zaproponowano mu współpracę z Organami Bezpieczeństwa, na co po krótkim wahaniu dał odpowiedź pozytywną”
– zanotował ubowiec. Sych miał zostać wykorzystany „w wykrywaniu wrogów demokratycznego [czytaj: komunistycznego] – państwa”. Treść deklaracji uzupełnił podyktowaną mu przez funkcjonariusza formułką:
„współpracę zachowam w jak największej tajemnicy, wiedząc, że w razie nie zastosowania się do powyższego będę ponosił odpowiedzialność przed sądem wojskowym”.
Odtąd w kontaktach z UB miał występować, jako informator ps. „Sęp”. Ubowcy zlecili mu, aby bliżej zainteresował Sochą, znanym mu z widzenia studentem medycyny.
Wyrwać się z matni
Okoliczności, w jakich doszło do pozyskania „Sępa”, każą domniemywać, że już w chwili opuszczania budynku przy Pl. Inwalidów powziął on decyzję o złamaniu wymuszonej na nim deklaracji o współpracy. Do rozstrzygnięcia pozostawał sposób, w jaki mógł wyplątać się z tej matni…
Po wojnie nie ujawnił działalności wywiadowczej w AK. UB wykorzystał to, by go zastraszyć, a w perspektywie zwerbować. Po groźbach i torturach fizycznych uległ.
W październiku 1950 r. urzędy bezpieczeństwa w całym kraju przeprowadziły w ramach tzw. akcji „K” aresztowania „elementu kontrrewolucyjnego”. Jedną z takich osób był Socha. W trakcie przesłuchania przyznał się do kontaktów z francuskimi dyplomatami, a przy okazji ujawnił pewien sekret. Wynikało z niego, że przyszedł do niego Sych i opowiedział mu zarówno o werbunku, jak i o tym, że miał na niego donosić.
Z zeznań Sochy wynikało, że Sych naciskany przez UB, w czerwcu 1950 r. zdecydował zwierzyć się ze wszystkiego koledze.
„Sych tłumaczył się przede mną, że ta rola wcale mu nie odpowiada i dopiero pod presją zgodził się na to”
– tak opisał ten moment Socha. Aby nie wzbudzić podejrzeń nadal, od czasu do czasu „Sęp” spotykał się z ubowcami i mówił im o Sosze to, co wspólnie uzgodnili. Gdy wysunęli kolejne żądania, odwiedził figuranta i zrozpaczony zapytał, co ma zrobić, jak z tego wybrnąć. Wówczas Socha doradził, że jeśli nie ma żadnego pomysłu,
„to niech bez skrupułów przychodzi do mnie, bo i tak nie mam nic do ukrycia”.
22 XI 1950 r. Sych, który wówczas pracował jako asystent w Klinice Chirurgicznej AM, został aresztowany i po krótkim śledztwie oskarżony o zdradę tajemnicy państwowej.
Zemsta za zdradę
Na rozprawie głównej wyjaśniał:
„Ujawniłem tę «rzekomo tajemnicę» dlatego, że Socha był moim kolegą, a ja byłem przekonany, że on jest niewinny, a ewentualnie gdyby był winien, to by się przestraszył i przestałby swej pracy na szkodę państwa”.
Dodał, że był przez ubeków do współpracy zmuszony.
W trakcie przesłuchania Socha przyznał się do kontaktów z francuskimi dyplomatami, a przy okazji ujawnił, że Sych opowiedział mu o tym, że miał na niego donosić.
Mimo tego, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie z 21 IV 1951 r. został skazany na 3 lata więzienia. Na mocy amnestii z listopada 1952 r. karę złagodzono mu o połowę i w grudniu 1952 r. opuścił mury więzienia w Wadowicach.
Na fali październikowej „odwilży”, w styczniu 1957 r. Sych postanowił walczyć o swoje dobre imię oraz napiętnować przestępcze metody działania UB. Wystąpił do sądu o kasację niesłusznego wyroku i rehabilitację. Szczegółowo wskazał liczne przypadki brutalnego traktowania go przez ubowców, wymuszania zachowań, na które się nie godził.
„Jesienią 1949 r. zostałem uprowadzony z Parku Krakowskiego do WUBP, gdzie dostałem silne bicie za niewykonywanie funkcji informatora”
– podawał jeden z przykładów nękania.
Wobec tego zażądał
„uchylenia niesłusznego wyroku, rehabilitację, naprawienie krzywd przez wypłacenie odszkodowania (…), przyznanie mieszkania, którego mi odmawiano w Nowej Hucie z powodu karalności za antypaństwowe przestępstwo, skreślenie z rejestru karanych, co utrudniało mi starania o studia zagranicą”.
Sąd Najwyższy w listopadzie 1957 r. uchylił wyrok WSR i uniewinnił Sycha, w uzasadnieniu podkreślając m.in., że w związku z tym, że zobowiązanie do współpracy z UB zostało na nim wymuszone, nie miał obowiązku zachowania go w tajemnicy.
Tak więc klimat nieprzychylności wobec aparatu bezpieczeństwa, jaki panował w latach 1956-1957, przyczynił się do częściowego uznania przez sąd roszczeń Sycha. Z drugiej strony SB nie zapomniała o jego postawie i w kolejnych latach poddała go inwigilacji.