Stosunek władz III Rzeszy wobec dzieci robotnic przymusowych możemy podzielić na trzy fazy. W pierwszej z nich, do marca 1943 r. Niemcy nie podejmowali wobec nich szczególnych działań. Obowiązujące przepisy prawa karnego nie zezwalały na dokonywanie aborcji. Kobiety spodziewające się potomstwa na czas porodu wysyłano do ojczystego kraju.
Z punktu widzenia władz III Rzeszy, było to równoznaczne z czasową utratą siły roboczej oraz wzmocnieniem siły biologicznej wrogiego narodu. Postanowiono znaleźć formułę, która by usprawiedliwiała i uzasadniała konieczność spędzania płodu u robotnic przymusowych. 9 marca 1943 r. Ministerstwo Sprawiedliwości Rzeszy uchyliło w ich przypadku karalność aborcji.
Zarządzeniem z 11 marca 1943 r. postanowiono, iż na wniosek ciężarnej robotnicy przymusowej należy dokonać zabiegu przerwania ciąży. Pracodawca o każdym przypadku zauważenia ciąży był zobowiązany powiadomić Izbę Lekarską bądź najbliższą placówkę Gestapo.
Segregacja
Ciężarne kobiety zmuszano do wypełnienia podań o przerwanie ciąży, w przeciwnym razie grożono im wywiezieniem do obozu koncentracyjnego. Po dokonaniu zgłoszenia, Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS przeprowadzał badania rasowe ciężarnej matki i ojca. W przypadku stwierdzenia, że mające się urodzić dziecko może być „wartościowe rasowo”, nie wyrażano zgody na dokonanie aborcji. W sytuacji, gdy ani matka, ani ojciec nie spełniali niemieckich kryteriów rasowych, dziecko kwalifikowano jako „bezwartościowe rasowo” i zalecano przerwanie ciąży. Wskutek zacierania przez Niemców śladów swych zbrodni, trudno określić skalę przymusowych aborcji, którymi w latach 1943-1945 poddano robotnice przymusowe. Liczbę zabiegów przerwania ciąży szacuje się na 50 000.
W trzeciej fazie, z powodu wysokich strat wojennych, wydano zarządzenie Reichsführera-SS, Heinricha Himmlera z 27 lipca 1943 r. „w sprawie traktowania ciężarnych robotnic obcokrajowych oraz dzieci, urodzonych z tych robotnic” (Behandlung von Ausländischen Arbeiterinnen und der im Reich von Ausländischen Arbeiterinnen geborenen Kinder). Według niego dzieci „bezwartościowe rasowe” miały być kierowane do ośrodków opieki nad dziećmi cudzoziemskimi (Die Ausländerkinder-Pflegestätte). Ostatni punkt rozporządzenia brzmiał:
„niezdolne do pracy matki wraz z dziećmi bezwartościowymi winny być usunięte (abgeschoben)”.
Powyższe postanowienie należy uznać za zlecenie eksterminacji dzieci polskich robotnic przymusowych.
Obóz położnicy i aborcyjny
20 kwietnia 1943 r. okręgowy Urząd Pracy w Reclinghausen w Nadrenii Północnej-Westfalii, wydał okólnik informujący o powstaniu obozu położniczego i aborcyjnego dla ciężarnych robotnic ze wschodu (Zentrales Entbidungs- und Abtreibungslager für Ostarbeiterinnen) w miejscowości Waltrop w okręgu Reclinghausen. Jego fragment brzmiał:
„W Waltrop – w pobliżu dworca kolejowego został utworzony przez Urząd Pracy i Spółdzielnię Upraw Warzyw obóz koszarowy, który może pomieścić do 500 osób. Do tego obozu powinno przyjmować się ciężarne robotnice wschodnie i Polki, a także przyjmować porody. Mają one pracować w ogródku aż do porodu i przez pewien czas po porodzie. Do obozu przyjmowane są w zasadzie tylko zdrowe kobiety w ciąży”.
Był to najprawdopodobniej największy obóz położniczy i aborcyjny na terenie III Rzeszy. Jego administratorem był Urząd Pracy w Recklinghausen oraz Spółdzielnia Upraw Warzyw Waltrop. Obozem kierowała dr Hartmann, która była wówczas także kierownikiem sanatorium w Nordkirchen. Ponadto w Waltrop-Holthausen pracowała tłumaczka oraz dwie niemieckie kucharki mające do pomocy 20 Rosjanek. Te ostatnie zajmowały się również noworodkami.
Obóz zlokalizowano w bezpośrednim sąsiedztwie dworca kolejowego, na terenie gospodarstwa rolniczego produkującego warzywa w Holthausen 29a. Otoczono go drutem. Ogółem mógł pomieścić 500 osób. Obóz składał się z kilku baraków. Przy wejściu znajdowało się pomieszczenie dla strażników – funkcjonariuszy Policji Porządkowej (Ordnungspolizei). W jednym z baraków umiejscowiono fabrykę igieł – oddział fabryki w Iserlohn. Kobiety zmuszano w niej do pracy niemal do samego porodu. Pracę mogły zakończyć dopiero czternaście dni przed rozwiązaniem. Kolejnymi barakami były lekarski i położniczy, następny zaś był przeznaczony dla kobiet i dzieci.
Na skraju obozowego lasku mieściły się szopy, w których umieszczano zmarłe kobiety i dzieci. Francuzi z pobliskiego obozu jenieckiego chowali ich ciała w masowych grobach. Puste trumny zabierano z powrotem do szopy.
Na terenie obozu znajdował się również barak karny, przed którym stała szubienica. Powieszono na niej m.in. jedną z rosyjskich lekarek, która w opinii władz obozowych udzielała zwolnień lekarskich zbyt dużej ilości kobiet. Za nim zlokalizowano sanitariaty i umywalnie. Na środku terenu mieścił się barak w którym umieszczano kobiety w trakcie porodu i krótko po nim. Przeprowadzano w nim również aborcje. W pobliżu zlokalizowano barak dla niemowląt oraz magazyn, za którym mieściła się kuchnia obozowa. Na skraju obozowego lasku mieściły się szopy, w których umieszczano zmarłe kobiety i dzieci. Francuzi z pobliskiego obozu jenieckiego chowali ich ciała w masowych grobach. Puste trumny zabierano z powrotem do szopy.
Pierwsze ciężarne robotnice przymusowe przybyły do obozu w Waltrop-Holthausen 28 kwietnia 1943 r. Zgodnie z odgórnymi zalecaniami, kierowano do niego ciężarne robotnice przymusowe zatrudnione na terenie Westfalii. Pracowały w kopalniach węgla, w fabrykach tekstylnych w Münsterland, na farmach lub pełniły funkcję gospodyń domowych w niemieckich rodzinach. Najwięcej kobiet – 117 przywieziono z Hüls, zaś 68 z Recklinghausen. Do obozu przyjmowano tylko i wyłącznie zdrowe kobiety. Kierowano do niego głównie robotnice przymusowe, będące w pierwszej ciąży oraz nie będące mężatkami. Nieliczne kobiety trafiły do obozu ze swoimi mężami. Pobyt kobiet w Waltrop-Holthausen był stosunkowo krótki, ponieważ według odgórnych wytycznych, po porodzie musiały powrócić niemal natychmiast do pracy. Ogółem przez obóz w latach 1943-1945 przeszło 1991 kobiet. 2/3 z nich było Ukrainkami, zaś 1/3 Polkami.
Losy ofiar
Warunki porodu i połogu były dramatyczne. Kobiety rodziły na drewnianym stole. Pozostałe robotnice leżały na materacach na podłodze, czekając na swoją kolej. Po porodzie, umieszczano je w sali z piętrowymi łóżkami. Za materace służyły im papierowe worki wypełnione wiórami. Maria Więcław wspominała swoją sytuacją po porodzie:
„Kiedy urodziłam dziecko, pielęgniarka zawinęła je w łachmany i zaniosła do innej sali z nowo narodzonymi dziećmi. Musiałam natychmiast wstać i dołączyć do kobiet, które urodziły. Nie otrzymałyśmy niczego, żadnej bawełny i nic więcej, żadnych lekarstw”.
Niemal natychmiast po porodzie robotnice zmuszano do pracy w filii fabryki igieł lub w miejscowym gospodarstwie warzywnym. Nagminnie stosowano wobec nich przemoc. Zarówno przed porodem, jak i po nim, kobiety otrzymywały znikomą ilość jedzenia. Dostawały małe porcje chleba z marmoladą oraz miskę zupy z kapusty i rzepy, a popołudniami miskę zupy z kapustą, burakami i ziemniakami. Ciepła woda była dostępna jedynie w kuchni od godziny 17.
Dzieci umieszczano w osobnym baraku. Matkom zabroniono do niego wstępu. Pozwolono im karmić dzieci tylko trzy-cztery razy dziennie. Noworodki, które nie karmiono piersią, miały małe szanse na przeżycie. W obozie w Waltrop-Holthausen brakowało butelek, smoczków, pieluch, ubranek oraz koców.
W latach 1943-1945 oficjalnie zarejestrowano w nim narodziny 1273 dzieci. W 1943 r. urodziło się 360 dzieci, w 1944 r. 745, zaś w 1945 – 168. Według badań Giseli Schwarze, z powodu umyślnego braku należytej opieki, niedożywienia, wycieńczenia oraz zaniedbania, śmierć poniosło w Waltrop-Holthausen co najmniej 500 niemowląt. Tylko w 1943 r. na 360 urodzeń zmarło 112 dzieci. Przeważająca większość z nich umarła przed ukończeniem pierwszego roku życia. 294 dzieci pochowano na cmentarzu Waltrop, zaś nieznaną liczbę w Holthausen w pobliżu obozu.
Niemowlęta, które Niemcy uznali za „wartościowe rasowo” trafiały od razu do niemieckich adopcji. Najprawdopodobniej wśród nich znajdowała się córka Marii Więcław – Walentyna. Polce powiedziano, że dziecko zmarło mając zaledwie tydzień. Ona sama podejrzewała, że zostało jej odebrane i przekazane do niemieckiej adopcji. Syn Marii – Jerzy dodawał:
„Wg. mamy Waleria przeżyła wojnę i mieszkała lub mieszka w Niemczech, nie wiem skąd to wiedziała, może intuicja”.
Niemieckiej rodzinnie została również oddana Danuta K., urodzona 7 lipca 1943 r. w Waltrop. Urząd Opieki nad Młodzieżą w Herford 7 września 1944 r. informował o tym w piśmie do Wyższego Oficera Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS w Düsseldorfie. 13 lutego 1945 r. ta sama instytucja pisała, że:
„Dziecko nie spełnia przepisów selekcyjnych Reichsführera SS i ministra spraw wewnętrznych Rzeszy i stanowiłoby ciężar dla krwi narodu niemieckiego”.
Dziewczynkę oddano do jednego z „zakładów opiekuńczych dla dzieci cudzoziemskich”. Jej dalszy los jest nieznany.
W obozie w Waltrop-Holthausen przeprowadzono co najmniej 718 aborcji. Dokonywano ich tamże do piątego miesiąca ciąży. Maria Węcław wspominała po wojnie:
„(…) rozmawiałam z kobietami , które musiały dokonać aborcji, były zmuszane do tego. Często miałam wrażenie, że w obozie było więcej kobiet do aborcji niż do porodu. Przebywały głównie przez krótki czas. Aborcje były przeprowadzone w pokoju położniczym tylko wtedy, gdy nie było porodu”.
Obóz w Waltrop-Holthausen wyzwoliły wojska amerykańskie 4 kwietnia 1945 r. Przebywało w nim wówczas 42 dzieci. Jesienią 1945 r. rozebrano zabudowania obozowe. Pamięć o ofiarach zbrodni dokonanych w Waltrop-Holthausen przywrócono dopiero w połowie lat 90. XX wieku. Na terenie byłego obozu wzniesiono pomnik, który zaprojektował rzeźbiarz Paul Reding.